W Sądzie Okręgowym w Reykjaviku rozpoczęło się wstępne postępowanie w sprawie 4 mężczyzn z Rumunii, którzy pracowali dla agencji pracy tymczasowej Menn í Vinnu. Z pomocą Eflingu, mężczyźni pozwali agencję i firmę Eldum Rétt, do której byli oddelegowani do pracy. Sprawa sądowa została wniesiona z powodu nielegalnych potrąceń z wynagrodzeń mężczyzn i degradujące traktowanie.Sprawa opiera się też na zarzutach o dyskryminacji pracowników Eldum Rétt, ponieważ to na tej firmie skupiała się odpowiedzialność zapewnienia pracownikom tymczasowym takich samych praw, jakimi cieszą się pracownicy zatrudnieni na stałe. Dzisiaj rano nie zeznawał żaden reprezentant Eldum Rétt.Czterech poszkodowanych mężczyzn złożyło swoje zeznania telefonicznie, ale pytania były też kierowane do Halli Rut Bjarnadóttir, przedstawicielki Menn í Vinnu, a także do Ragnara Ólassona, zastępcy dyrektora Eflingu, który od początku zajmował się tą sprawą. Pracownicy opisywali przerażające warunki i niedobory finansowe, jakich doświadczyli. „W tamtym czasie żyłem na zupkach chińskich”, odpowiedział jeden z mężczyzn pytany o życie podczas pierwszych tygodni pracy dla agencji. „Otrzymałem małą kwotę z wyprzedzeniem, chodziłem do organizacji charytatywnych, pomogli mi też znajomi”, mówił drugi.Jak pracowało się dla Menn í Vinnu? „Trauma”, powiedział jeden. „Koszmar”, powiedział drugi.Sprawa opiera się na ustawie zabraniającej podważania praw pracowniczych na islandzkim rynku pracy poprzez praktyki oferujące gorsze warunki pracownikom zatrudnionym przez agencje pracy tymczasowej, niż pozostałym pracownikom w kraju. Dziesiątki pracowników zatrudnionych przez Menn í Vinnu mieszkało w niezdatnych mieszkaniach, za które czynsz odprowadzany był z ich wypłaty. „Oczywiście, te warunki są okropne”, powiedziała Sólveig Anna Jónsdóttir, przewodnicząca Eflingu. „Jednak dla niektórych to jest tylko szansa biznesowa i przewaga konkurencyjna. Jest to nieznośne dla pracowników i niebezpieczne dla wszystkich na rynku pracy.”Menn í Vinnu upadło, a była manager firmy, Halla Rut, powiedziała przed sądem, że to „sprawa płaczących Rumunów” zrujnowała jej firmę. Jednakże, w momencie upadłości firma była dłużna pracownikom miesiące nieopłaconych składek emerytalnych.Teraz pozostaje pytanie: w jakim stopniu sąd weźmie pod uwagę degradujące traktowanie i niebezpieczne warunki, w których pracownicy mieli żyć; a w jakim stopniu wyrok będzie bazował na pieniądzach i odsetkach od skradzionych płac. Wyroku można oczekiwać za kilka tygodni.